"[...] oczywiście we wszystko uwierzyłem, bo najprzyjemniejsze w podróży jest to, że chcemy wierzyć we wszystkie wciskane nam po drodze opowieści" - wyrwane z kontekstu, przeczytane niedawno słowa skłoniły mnie do rozwinięcia tematu.
Niezwykłą przyjemność sprawia mi oglądanie obrazów, plakatów i fotografii, którymi ozdobione są ściany przydrożnych knajp, barów, lokali, restauracji. Wsłuchiwanie się w opowieści właścicieli, poznawanie historii budynków, które odwiedzam. O trudzie, który ludzie pokonują w poszukiwaniu swojej życiowej szansy. By amerykański sen mógł się ziścić niezależnie od współrzędnych geograficznych.
Na tym chyba polega również istota sztuki w ogóle. Opowiadamy historie, w które można uwierzyć. Nie ma znaczenia, czy ci ludzie istnieją. Najważniejsze jest, że opowieści są prawdopodobne, a przy tym skonstruowane z prawdziwych emocji i słów. Opowieści, które kiedyś słyszeliśmy, przeżyliśmy lub chcieliśmy usłyszeć. Równie ważne jak to, co 'zapisane', jest to, co ukryte.
Częstuję się nimi jak cukierkami. Jednak w miarę upływającego czasu, sięgam po inne smaki. Bardziej różnorodne. Przestały mi smakować te w kolorowych papierkach. Polubiłam miętusy i kopalniaki. Kosztuję również te o złożonych smakach, na które ochota przychodzi z czasem. Te, które trzeba długo przeżuwać, aby polubić.