Idealne na co dzień i do pracy. Matowe cienie do powiek w odcieniach nude. Moje ulubione. Najlepiej - skomponowane w jednej paletce tak, by móc wrzucić je do torebki, zabrać wszystkie ze sobą i w dowolnym momencie poprawić makijaż, jeśli zajdzie taka potrzeba. Albo inaczej - spakować na dowolny wakacyjny wyjazd i cieszyć się ich uniwersalnością. Posłużą nie tylko jako cienie do powiek, ale i do brwi. Na koniec bonus - recenzja nowego tuszu.
W moim zestawieniu zobaczycie trzy marki - INGLOT, Astor i Maybelline. Wszystkie prezentowane dziś produkty są w neutralnych, cielistych odcieniach.
Zaczynam od prawdziwego hitu pod względem trwałości i pigmentacji - cieni w kremie od Maybelline - Color Tattoo 24HR. Posiadam trzy kolory - cielisty [nr 93], neutralny wpadający w róż [nr 91] i delikatny brąz [nr 98]. Te produkty są po prostu rewelacyjne. Mogą być używane samodzielnie albo jako baza pod prasowane cienie w kamieniu. Nakładając je tym drugim sposobem jeszcze bardziej wydłużymy trwałość makijażu oczu. Są wodoodporne. Cienie nie przemieszczają się na powiekach, nie rolują. Po prostu przyklejają się do powieki, świetnie stapiają się ze skórą i zostają w miejscu na długo. Są bardzo gęste i kremowe, najlepiej nakłada się je opuszkami palców. Kosztują ok. 26zł.
Cienie Inglot Freedom System
Kasetkę kupiłam osobno, wybrałam taką, która mieści 5 cieni. Każdy kosztuje 10 zł. Uwielbiam je, są bardzo mocno napigmentowane. Swoją paletkę skomponowałam tak, by można nią było wykonać zarówno dzienny, jak i wieczorowy makijaż. Jest jasny, opalizujący cień, którego używam w kącikach oczu, dwa cieliste - jeden wpadający w róż, drugi w żółć. Mam również jasny, zimny brąz i czerń. Bardzo polecam! Zresztą Inglot jest znany ze świetnej pigmentacji cieni.
Astor Eye Artist - paleta do makijażu oczu [100 Cosy Nude]
W paletce mamy cztery matowe cienie w odcieniach nude, bazę i coś na kształt rozświetlacza. Nazwałabym go raczej takim mokrym glitterem. Od niego zacznę, bo to dla mnie niewyobrażalny bubel. Nie nadaje się do kącików oczu, rozprowadza się bardzo nierównomiernie, podczas nakładania na cienie zbija się w bryłki. Jak dla mnie - do użytku jedynie na Sylwestra i zabawy karnawałowe. Już na etapie zakupu wiedziałam co z niego za gagatek, ale mimo wszystko postanowiłam spróbować i skusić się na całą paletkę. I nie zawiodłam się. Cienie okazały się rewelacyjne. Mocno napigmentowane i bardzo dobrze się rozcierają. Długo utrzymują się na powiekach. A jeśli będziecie chciały usunąć ten niby highlighter z palety, nie wahajcie się. Przetopcie trochę swojej ulubionej pomadki i zastąpcie nią rozświetlacz.
Kosztuje ok 37 zł. Powiedziałabym, że nie jest to mało, biorąc pod uwagę fakt, że produkt zawiera jedynie cztery cienie, glitter, który tak na dobrą sprawę można już na starcie odrzucić i bazę. Z mojego punktu widzenia lepiej zainwestować w paletę freedom od Inglota i samej wybrać cienie, które nas interesują. Cenowo wyjdzie bardzo podobnie.
Na koniec zostawiłam sobie recenzję nowego tuszu od Maybelline - The falsies push up drama. Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy to miłe dla oka opakowanie. Niewątpliwym plusem tego produktu jest to, że już pierwszego dnia użytkowania łatwo się nim pracuje, a formuła bardzo szybko chwyta rzęsy. Z pewnością ułatwia mi aplikowanie makijażu, gdy spieszę się rano do pracy. Pokrywa każdą rzęsę od nasady aż po końce. Jeśli ktoś oczekuje efektu natychmiastowego pogrubienia i wydłużenia - efekt murowany. Z tym, że musicie pamiętać o grzebyczku do rzęs - bez niego się nie obejdzie lub nie nakładać go zygzakowatymi ruchami. No, chyba że chcecie zostać z posklejanymi 'owadzimi nóżkami'. Aczkolwiek muszę przyznać, że z dolnymi rzęsami nic strasznego się nie dzieje. Nie polecam nakładania drugiej warstwy - wtedy z pewnością niepotrzebnie je skleimy.
Szczoteczka - jest długa, silikonowa i z bardzo rzadko osadzonymi od siebie ząbkami. Niestety nakłada kosmiczną ilość tuszu, a do tego nierównomiernie. Tusz jest bardzo trwały, nie osypuje się w ciągu dnia, a to dla mnie bardzo ważne. Nie sprawia żadnych problemów przy demakijażu. Kolor - głęboka czerń. Kosztuje ok 38 zł.
Co wg Was jest godne polecenia do wykonywania dziennego makijażu?
Color Tatoo <3
OdpowiedzUsuń<3 są genialne!
UsuńColor tattoo używam do brwi :) jest super
OdpowiedzUsuńJeszcze nie próbowałam takiego zastosowania, ale wiele osób go sobie chwali. :)
UsuńOpakowanie przy Push Up Dramie nie jest jego największym atutem, choć to niewątwpliwa zaleta:) Lubię, jak pogrubia moje rzęsy. Jest efekt na maksa sztucznych rzęs. Jeden z moich ulubionych produktów Maybelline.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy materiał, zapraszamy również do zapoznania się z naszym matowym cieniem do powiek: http://goldenrose.pl/produkty/oczy/cienie/silky-touch-matte-eyeshadow---matowy-cien-do-powiek---golden-rose.html
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzukałam tego typu cieni. Większość wyglądała u mnie nie estetyczie. Nigdy jednak nie wypróbowałam tych cieni, bo nie widziałam ich w sklepie. Teraz rozejrzę się lepiej :)
OdpowiedzUsuń